poniedziałek, 31 grudnia 2012

M jak przyjaźń!

Jest Sylwestrowy wieczór..dla mnie;) Dla większości z Was już noworoczny poranek...Albo już słodko śpicie, bądź tańczycie już bez szpilek,  a może prowadzicie " nocne Polaków rozmowy" ? Ja czekam na męża, stół nakryty, koronkowa sukienka, makijaż, paznokcie jeszcze lekko wilgotne....Mam nadzieję, że nic się nie stanie i wróci do mnie przed północą. Wypijemy lampkę szampana, zjemy kolacje i pójdziemy spać:)
Mogłam w piżamie z pizzą poczekać, ale postanowiłam Nowy Rok przywitac ładnie...żeby się od wejścia nie obraził;) Nowy Rok oczywiście;)
Siedzę i rozmyślam rzecz jasna! Jak na koniec roku przystało! I jeszcze Wam troszkę o Świętach posmęcę, a właściwie o przyjaźni! Napiszę to dla kogoś kto jeszcze nie zna tego miejsca a już dawno powinien! Potem przełamię wstyd i linka wyślę:)

Wspominałam  w poprzednim poście, że jedna Wigilia była dla mnie szczególna. Wyjątkowa bardziej od innych, bo bardzo się jej bałam, bałam się samotności...Mieszkałam sama w wynajętym pokoju, rodzina w Polsce. Pierwszy raz od wielu lat nie było przy mnie chłopaka, z którym spędziłam wiele lat. Już miesiąc przed Swiętami nie mogłam sobie z tym poradzić, no bo jak? Na święta tak zupełnie sama? Biegałam w pracy do M. żeby się pożalić, ponarzekać, popłakać...a ona płakała ze mną. Mimo, że sama szczęśliwa czekała na przylot rodziców. Wszyscy razem nie pozwolili mi na chwilę pomyśleć , że jestem sama. Przygarnęli mnie też w Wigilię , cudowni, ciepli ludzie....Ja do końca życia pamiętać będe, jak Tata Henio łamiąc się ze mną opłatkiem powiedział, " Dziecko ja wiem, że Ty nie z nami byś chciała dzisiaj być, ale w tej chwili Henio i Ania Ci muszą wystarczyć" i przygarnął jak córkę , jak małą dziewczynkę, bo dobrze wiedział , że tego mi było trzeba... Taty Henia już dzisiaj z nami nie ma i z pewnością dla M. i jej rodziny Święta nigdy juz nie będą takie same.. Te święta takie śląskie były, jak cała moja M i jej rodzina! Takie inne , a takie cudne dla mnie...i w prezencie od Mamy M. dwa cudne szaliki, bo dowiedziała się czym mi przyjemność sprawić:) I ksiązka też tam była...
Życie dało mi ogromny prezent,  że mogłam ją i jej rodzinę spotakać. Tak inna ode mnie, a tak bliska ...I tak bardzo dzisiaj tęsknię! Za papierosami wypalonymi za jej domem ( choć nie palę już kilka lat), gdzie wszystkie ważne tematy tego świata przedyskutowałyśmy. Za kuchnią w której M. jak czołg działała, , szybko,  z rozmachem a ja z garnków wyjadałam i okruszki z blatów zbierałam. Za obiadami w niedzielę, na które chodzilam jak do Mamy , a i w tygodniu się trafiało, żebym coś porządnego zjadła;) Za wspólnymi zakupami, za Kościołem po którym szłyśmy do pubu;) Za sake;) Za cincirakiem - M. była dumna ze mnie , że umiałam wierszyk po śląsku powiedziec!  Przede wszystkim jednak za wielkim , dobrym sercem, za szczerością, prostolijnością, cierpliwością... Do cierpliwości muszę dołaczyc jej chłopaka - ile on się moich historii i problemów nasłuchał przez ścianę! Wyjątkową jest moja M. osobą...taką jedyną!
Dzisiaj jesteśmy daleko od siebie, kontakt mamy sporadyczny...ale mamy! I obie to szanujemy, że każda swoim życiem żyje...Ale do Irlandii M. przyleciała jak Filiuś przyszedł na świat;) Bo taka ona jest, lojalna!
Jedyna ....

Dla wszystkich którzy tu zaglądają Szczęśliwego Nowego Roku..pod Waszymi marzeniami dopisuję " życzy Alicja"....




czwartek, 27 grudnia 2012

Ona , On i Kobieta....

  Tacy byli zakochani....Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Ona zubożała arystokratka, on majętny mieszczuch. On wytrwale kupował cygaretki w tym samym miejscu. Ona udawała, że nie czeka na namolnego klienta. Nie wolno mu było spoglądać z odwagą , jej nie przystało zatrzymywać spojrzenia....
Na nic to wszystko...
 Ślub był skromny! 
  Nikt nie był im przychylny.... Mimo wszystko postanowili dom razem budować. Portugalia nie była wówczas najmilszym miejscem do życia, zwłaszcza dla nich...Przecież popełnili mezalians!  Dzięki jego ciężkiej pracy mieli okazję przeniesienia do Afryki. Wraz z dwiema córeczkami wypłynęli do Angolii po lepsze jutro. Życie tam było znacznie łatwiejsze. On pracował aby utrzymać rodzinę w dostatku , ona dbała o dom i dzieci. W krótkim czasie gromadka się powiększyła i  na świat przyszła kolejna czwórka...Jednak los postanowił nie być dla nich łaskawy...zarówno życie jak i historia  mściły ich decyzję. Angola zaczęła walkę o niepodległośc, biały człowiek przestał być tam bezpieczny. Ona traciła zdrowie...rak postanowił zdobyć jej młode, aczkolwiek zmęczone ciało. Nie pomogły pieniądze....Nie pomogła miłość! Kochał bardzo...Ją i każde dziecię z jej łona! Walczył i nie poddawał się ! Przecież walka była w ich wspólne życie wpisana na stałe....
  Odeszła szybko...Za szybko! Został z sześciorgiem dzieci i wielką raną w sercu. W kraju gdzie nikt nie mógł czuć się bezpiecznie....Najstarsza, piętnastoletnia córka nie mogła zastąpić Matki pozostałej piątce, gdzie najmłodszy chłopiec nie skończył nawet roku. Zdesperowany On postanowił oddać młodsze dzieci pod opiekę rodzinie .Siostry w Portugalii chętnie pomogły, dzieci były w dobrych domach, w bezpiecznym kraju. 
  Cztery lata trwało zanim i on wrócił do ojczyzny. Kupił dom i wszystkie dzieci znowu poczuły się częścią rodziny. Wróciły do Ojca, który gotował im codziennie zupę cebulową bo nic innego nie umiał....Był jednak i starał się. W krótkim czasie poznał Kobietę, która postanowiła razem z nim ten dom tworzyć. Co nią kierowało? Miłość? Tak silna by wziąć sześcioro obcych dzieci w opiekę? Byc może....Mimo wielu trudnych chwil i przeszkód na drodze, stworzyli dom.  Najmłodsze dzieci nie pamietały Jej, więc Kobieta stała się dla nich ważna. Nigdy jednak nie najważniejsza...On każdego dnia wspominał ich Matkę, jaka była wspaniała, jak bardzo ich kochała...Jak bardzo on ją kochał! Kobietę chyba tez kochał? Z pewnością bardzo szanowął....Dzięki czemu ona do dziś dba o niego jak o najdroższą osobę. Do rodziny dołaczył też ich wspólny syn, siódmy i ostatni brat mojego Męża...
  A On dzisiaj umiera...Po tylu latch walki z życiem , z chorobą, dostał zielone światełko by dołączyć do niej...Najcudowniejszy dziadek którego mój Syn nie  będzie pamiętał...Któremu ostatnie zdjęcie zrobilam w Viseu pod kolumną gdzie poślubił Ją. Jaki on był wtedy szczęśliwy, że znowu mógł tam być! A Kobieta stała z boku i cierpliwie czekała by uścisnąć jego dłoń, by otrzeć łzę wzruszenia...To zdjęcie stanie koło pieknego portretu  Jej w naszym domu...Mojemu mężowi zakręcą sie dwie łzy w oczach, a nie jedna. 
Kobieta też gaśnie....Starsi ludzie odchodzą razem z tego świata! Będzie musiała jednak ustapić miejsca tej, którą całe życie z godnością zastępowała....Bo stary Lopes sercem już jest ze swoją Elsą:)
Pięknie przeżył swoje życie, dużo dobrego zrobil, uśmiechem obdarowuje do dzisiaj....musimy pozwolić mu odejść!
  Choć ciężko tak strasznie....

piątek, 21 grudnia 2012

magii czar, wspomnień żar...

Pierwsze święta w Kanadzie, chyba nie ostatnie..tak inne od tych polskich , tradycyjnych, jak chyba każde moje...
Tradycje mamy różne, próbujemy stworzyć jedną, naszą , nową... Taką która każdemu da trochę radości a  przede wszystkim stanie się dla Filusia tą jedyną, tą jego...Przyznam, że trochę ulegam, naginam nasze polskie zwyczaje.  Z tej prostej przyczyny, że to mąż mój gotuje w tej rodzinie:) Ale barszczyk będzie i pierogi i sałatka jakaś i sernik jak się uda w nowym piekarniku;)

Wiele , różnych świąt dzisiaj wspominam....
Te najtrudniejsze w moim dotychczasowym życiu, pierwsze po śmierci Taty, kiedy tak bardzo prosiłam Mamę przed Wigilią, żeby nie płakała...i trzymała się ta moja dzielna Mama!
Pierwsze w nowym domu , kiedy to ja nie wytrzymałam i płakałam jak bóbr, a mój piękny makijaż spływał bo białej koszuli Brata....bo przecież ten dom Tata dla nas budował, a cieszyć się z nami nim już nie mógł...
Pierwsze w Walii, szykowane wraz z przyjaciółmi....z wielkim zapałem pierwsze w życiu samodzielne  pierogii kleiliśmy:) i wszystko było jak u Mamy...a nawet więcej, bo każdy z innej części Polski, z innego domu, inną tradycję przywiózł!
Kolejne... po rozstaniu z chłopakiem któremu wiele lat życia oddałam! Już osobno a jeszcze z nim, bo w święta nikogo nie wolno samego zostawić!
Pierwsze z moim  obecnym mężem w Polsce...jako punkt honoru sobie postawił spełnić moje marzenie i na święta mnie do Mamy zabrać:) choć wcale łatwe i oczywiste to wówczas nie było...
Święta tylko we dwoje..cudne i urocze! Pierścionek z brylantem schowany na później;) gdy ja już taka rozczarowana skromnym prezentem byłam...i moje zaskoczenie! i moje tak! I ostatnie świeta to były tylko we dwoje...
Kolejne były "czarowne" same z siebie...bo mój Synuś pod choinką leżał:)I nic więcej się dla mnie wtedy nie liczyło...
Są jeszcze jedne święta w mojej pamięci bardzo ważne..ale o nich będzie osobno...jak się odważę to pokazać komuś bardzo szczególnemu ;)

Z pewnością i te święta będę pamiętać...bo niewiele więcej mamy tutaj oprócz siebie..a to już tak wiele! Bo ostatni rok był dla mnie wielką lekcją życia...na którą mąż mój mi pozwolił, a teraz płaci ze mną za to bez jednego zająknięcia....




i kanadyjska zima:)


środa, 19 grudnia 2012

Choinka...w domu:)

Aha....jestem:)
Jakoś tak chciałam skrobnąć przed świątecznym czasem, że jestem, że żyję , że dotarłam....i , że dobrze jest, choć tak ciężko bardzo!
Serce rośnie, dusza śpiewa, Kocham Cię!!!!!
Tak być miało i było! Po części;)

Nikt mnie nie uprzedził tylko, że po ponad 30 godzinnej podróży z dzieckiem u boku, będę czuła sie jak po porodzie! Bo tak było.... Jet - lag to też nie tylko termin....wiemy to z moim synkiem już bardzo dobrze! Aklimatyzacja żołądkowa w Kandzie????Myślałam, że tylko w Indiach...
Więc mamy ostatni tydzień "wycięty z życiorysu" ;)
Powolutku dochodzimy do siebie i przypominamy sobie, że za chwilę święta!
Dzisiaj już nie sposób o tym zapomnieć, bo przy mym boku pachni się piekna choinka!
Jeszcze nie ubrana, bo Alipio w pracy..ale Filip juz trenuje:) Zakłada na nią wszystko co mu w rączki wpadnie, np. kabel od ładowarki:) a co? łańcuch!
Ja już zapomniałam, jak można się cieszyć choinką....Filip odstawiał tańce radości, z okrzykami "jejciu" ( to jego ulubione słówko ostatnio) i "hurra!!!!!!" na przemian! I co rusz zagląda czy jest woda w stojaku, po czym delikatnie dotyka gałązek i mówi "pij sobie, pij....pijesz choineczko?" Mamusia tłumaczyła , że woda choince do picia potrzebna;)
Dla mnie najważniejszy jest zapach! Nie akceptuję sztucznych choinek..one nie pachną! I nie wyglądają też....dla mnie musi byc ten kawałek lasu w domu....Teraz nawet to niemal puste i takie jeszcze nie moje wynajęte mieszkanie, staje się domem....bo my tutaj jesteśmy ! i choinka....
nawet żołądek wraca na swoje miejsce;)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

12.12.12

Nie wiem dlaczego w jednym z poprzednich postów zrobiłam błąd i napisałam , że wylatujemy drugiego grudnia?  Wylatujemy dwunastego, a już jutro wieczorem ruszamy do Warszawy na lotnisko.
Trudno mi jest opisać jak się czuję...z jednej strony radość wielka, z drugiej strach przed długą podróżą z małym dzieckiem...a ponieważ mój medal ma też trzecią stronę, to tam schował się smutek i żal!

Nie umiem ukrywać! Troszkę mi smutno..pakuję się  i nie wiem co zabrać? Tak niewiele mamy, a jednak tutaj z  domu mojej Mamy, chciałabym zabrać po kawałku serca od każdego...
I żal mi dziecka mego..tak się już przyzwyczaił, zaufał, pokochał...a ja ponownie wywracam mu świat do góry nogami! Do Taty lecimy i on to wie! Wczoraj w kąpieli po raz kolejny opisywałam mu całą podróż, co zawsze kończy się zdaniem i w Winnipeg będzie czekał na nas ? Tatuś! rozpromieniony odpowiada Filip. Wczoraj jednak po tym spoważniał, podumał i z powagą stwierdził " Ja lubię Tatusia" :) Takie to było poważne , przemyślane...co dzieję się w tej mojej ukochanej łepetynce? Czy on też się zastanawia jak, co  i dlaczego?

Czas pożegnań...wszyscy nas odwiedzają. Miłe to bardzo....choć już wiele lat tutaj nie mieszkałam, wszyscy już wydają się tęsknić bardziej niż zazwyczaj....Wczoraj tłumaczyłam mojemu Bratu, że to bez róznicy, czy jestem w Irlandii czy w Kanadzie...ale musiałam mu przyznać rację, gdyby cos się komuś złego stało ...Irlandia jest znacznie bliżej! Wiem, wiem...nie  można myśleć o nieszczęsciach! Tylko jakoś tak się rozkleił ten mój stary Brat! Obie Babcie nie odchodza od Filipa na krok, tak jakoś chcą na zapas....a on?  Dzień dobry Babciu Józio:) Dziękuje Babciu Teresko:) Słodziak z niego okropelny:)

I już chcę miec to za sobą ! I już chcę tam być! I ten nowy dom budować... Bożym Narodzeniem zaczynając:)

czwartek, 29 listopada 2012

małe marzenia, wielkie tęsknoty...

Usłyszałam wczoraj historyjkę , od mojego ginekologa:)
O człowieku który w   latach siedemdziesiątych wyjechał z Polski do Niemiec. Dzisiaj jeździmy tam na zakupy, kiedyś to już był "zachód" , zagramanica;)
Został on tam, rzecz jasna nielegalnie,  i powolutku układał swoje życie. Do Polski nie mógł wrócić. Więc tęsknił okrutnie i marzył o kiełbasie, o schabowym ....o świętach w domu, a spacerze nad Wisłą. Po 15 latach spełniło się jego marzenie, przyjechał do utęsknionej ojczyzny na dwutygodniowy urlop. Po trzech dniach wrócił do Niemiec.

I nie piszę tego, by powiedzieć , że w Polsce jest źle, że rozczarowuje...nic z tych rzeczy!
Moim zdaniem tego Pana nie rozczarowała Polska, jego rozczarowały  własne marzenia....
Znacie to?
Ja bardzo dobrze. Im bardziej o czymś marzymy, im piękniejsze to w naszej głowie, tym gorzej wypada w rzeczywistości. Myślę o rzeczach które znamy, a na jakiś  czas utraciliśmy. W naszej wyobraźni nabieraja one innej mocy, im większa tęsknota, tym dalej jej od prawdy...
Już moje powroty z akademika do domu miały to do siebie...miało być idealnie! Pachnąco, czysto, smacznie, ciepło....tak jak sobie wymarzyłam! A tymaczasem dom i domownicy, żyli sobie swoim życiem, czekali na mnie ale w nosie mieli spełanianie moich oczekiwań:) Potem kolejne powroty ....i z czasem nabrałam dystansu:) Już nie czekam tak bardzo, już nie żyję tylko tą chwilą....lepiej uczynić piękną tą, tu i teraz! Tak bardzo chciałam, żeby Filip wychowywał się w Polsce... a okazało się to niemożliwe! Mojego męża to przerasta , ja z tego wyrosłam, bądź nie dorosłam? Sama nie wiem....

Przy okazji zbliżających się świąt, też chyba wiele osób to dopada? Boże Narodzenie ma  być piękne, magiczne, idealne! Wręcz nie przystoi w tym czasie chorować, smucić się itp. Co gorsza nie wolno mieć brudnych okien, niewytrzepanych dywanów:) I tak na każde odstępstwo od tej idylli  reagujemy nerwami. Nie wspomnę o fakcie ile stresu i zmęczenia kosztują nas te przygotowania....a potem ta myśl, że po co to wszystko? Dwa dni szybko minęły, jedzenie trzeba wyrzucić, co druga osoba wystawia prezent na aukcji ineternetowej....I choć ja też co roku chcę mieć święta idealne , i sprzątam, gotuję , szykuję , kupuję....to wszystko z dużą dozą tolerancji na niepowodzenia:)

Nie wyolbrzymiając marzeń, tęsknot i wyobrażeń mamy szansę na miłe rozczarowania;)
Ja też teraz wyczekuję :) Na spotkanie z mężem! Więc muszę przypomnieć sobie o wszystkich jego wadach, małych i większych;)


 Nie mają one jednak dla mnie w tej chwili żadnego znaczenia....;)

piątek, 23 listopada 2012

wyszła kaszka z mózgu;)

Do takich to ostanio wniosków doszłam:) Macierzyństwo to najpiękniejsze co mnie dotychczas spotkało. Życie wywrócone do góry nogami? Brzmiało to  dla mnie jak banał dopóki nie urodziłam. Myśłałam wręcz, co Ci ludzie tak to powtarzają, po co straszą? Ja jestem dojrzałą , przygotowaną na macierzyństwo Kobietą! Chcemy mieć dziecko, udało się - zaszłam w ciąże, jeszcze tylko ten okropny poród ( który przecież nie może być taki straszny jak opowiadają) a potem to już tylko żyli długo i szczęśliwie!
O naiwna ja!
Jak inaczej, jak dosłowniej brzmią dzisiaj dla mnie te słowa. Do góry nogami to za mało , żeby określić , co stało się ze mną i z moim życiem! I nie mówię tutaj tylko o tym, że zapomniałam co to znaczy normalny sen, czas dla siebie, że na dobry rok zapomniałam co znaczy czytać książkę , czy brać długą kąpiel....Przewartościowanie! O tym mówię!
Już nigdy nie będę taka sama...przecież dopiero teraz wiem, co znaczy kochać! Co znaczy martwić się o kogoś, brać odpowiedzialnośc! Teraz wiem, jak nieważna jestem ja w porównaniu z nim:)
Miłość mojego życia! Moje całe życie! To też kiedyś były dla mnie banialuki...nie wierzyłam w miłość na całe życie. Przecież sama miałam już ich kilka....tylko nie wiedziałam, co znaczy pokochać dziecko! Drugiego człowieka , a jednak jakby część siebie...

Jednak by nie było tak rzewnie i tkliwie, ostatnio wydarzyło się w mym życiu coś innego! Może to nie wydarzenie , a powolny proces, którego skutki mnie dopadły niedawno....
Wszystko powolutku wraca na miejsce! Nauczyłam się żyć z tą nową miłością i znalazłam obok miejsce dla siebie! Już nie drżę nad każdym oddechem, już nie myślę tylko i wyłącznie o nim!
Symboliczna kaszka, nie jest już całym moim życiem! Znowu słucham muzyki, znowu czytam książki, znowu szukam, rozmyślam , kombinuję....
Kiedyś bardzo mądra Mama powiedziała mi , że któregoś dnia się obudzę i stwierdzę , że wszystko jest tak jak miało być, na swoim miejscu!  I choć nie bardzo mogłam w to uwierzyć, tak się stało!
Jestem Mamą, ale wciąż też kobietą! Żoną , kochanką , przyjaciółką , siostrą...
Niesamowite doświadczenie!

A poza tym, bilety kupione, paszport odebrany, pakujemy się! !2 grudnia wyruszamy do Tatusia, do Kanadu, jak mówi Filuś!Kamień spadł mi z serca i zaczynam się cieszyć!

niedziela, 11 listopada 2012

Smarkata ze mnie:)

Leżę sobie na kanapie, pod kocykiem, cisza wszędzie.....luz:) Chwilowy, Mama zabrała Filka na spacer! Chwała jej za to, bo często takie chwile się nie zdarzają:)
Tylko głowa pełna kataru przeszkadza, ale coż? może coś się z tego uwije....

Ostatnie chwile w domu, jak nic się nie zmieni 16 grudnia wylatujemy! Cieszę się i boję się!
Decyzje o Kanadzie podjęlismy bardzo szybko, może za szybko...i tak przez ostatnie miesiące, a zwłaszcza tygodnie targały nami wątpliwości! Aż tupnęłam nóżką " słowo się rzekło, kobyłka u płota" !!!
Każda wzmianka mojego męża , że to może on jednak wróci do nas, wywoływała u mnie ogrom nadziei....no bo serducho za ten ocean nie chce! Daleko, inaczej, smutno... Wtedy odzywa się główka! Tam łatwiej, lepiej, prościej, stabilizacja ...i tak non stop! Decyzję podjęłąm ostateczną ja! I już nie chcę dłużej myśłeć czy słuszną, już nie chcę słuchać "a dlaczego tak daleko" , " a dlaczego przed świętami"?
Bo tam jest mój mąż, połowa mego serca, więc tam będzie mój dom, moje dziecko, moje święta...i tam moja słuszność! I przypomniałam sobie, że najpierw trzeba wyznaczyć sobie cel, a potem malutkimi kroczkami do niego dążyć! Mimo burz po drodze! A ja już dawno znam swój cel główny:)
Więc " lecę bo chcę" .....

Bo już taka smarkata nie jestem i decyzję podejmować muszę! A to, że jak dla każdej zodiakalnej Wagii , nie jest to proste? Insza inność:)

piątek, 2 listopada 2012

Rodzimy się aby....

Smutny i trudny miałam ostatni tydzień....Odszedł brat mojej Mamy.
Nie będe oszukiwać , że był moim ulubionym wujkiem, nie spotykaliśmy się zbyt często, ale był!
Młodszy brat mojej Mamy! Przez 2 lata żył ze skorupiakiem, który okazał się silniejszy od niego. Można było się spodziewać jego śmierci, a mimo to przyszła zbyt wcześnie, zbyt nagle...nigdy nie jesteśmy gotowi na śmierć najbliższych!
Rzecz jasna uczestniczyłam w pogrzebie. Od śmierci mojego Taty ( a to już 19 lat) nie znosiłam tych uroczystości, wszystkie przypominały mi tylko jedno, dzień w którym musiałam dotknąć zimnej ręki mojego Taty, a raczej jego ciała! Nigdy , ale to przenigdy nie zmuszajcie do tego swoich dzieci! Chyba , że same będą chciały...Ja nie umiem już wyobrazić sobie Taty inaczej niż w trumnie,  nie pamiętam jego czułego dotyku tylko przerażające zimno....Niepotrzebne to mi było! Zamazało moje piękne wspomnienia!
Tym razem jednak było inaczej....Stałam w Kościele, moja siostra szlochała obok, a ja się uśmiechałam...
Przecież śmierć jest piękna! Jeśli wierzymy, że umiera tylko ciało, a dusza pozostaje wieczną, nie trzeba płakać! Wiem, często płaczemy bardziej nad sobą....bo czujemy się opuszczeni, bo już nic nigdy nie będzie takie samo, bo świat się zawalił! Ale czy miłość nie polega na cieszeniu się szczęściem drugiej osoby?
Słuchałam słów księdza i myślałam o wujku....Był wesołym, dobrym człowiekiem! Śmierć przyniosła mu ukojenie, nie doszedł do ostatniego etapu choroby, ogromnego bólu , morfiny, hospicjum....Jego serce odmówiło posłuszeństwa wcześniej! Czy nie był to rodzaj nagrody dla niego?
Wujek był wierzącym, praktykującym katolikiem! Ksiądz mówił, że z pewnością znjadzie się w niebie...I choć na co dzień daleko mi od bezstronnego przyjmowania reguł jakiejkolwiek wiary, tam i wtedy ta myśl przynosiła mi ukojenie. Przyszło mi tylko do głowy, że wujek tam w niebie, musi poskromić swój niezbyt cenzurowany sposób wypowiadania się, bo go za karę w kącie postawią:) Albo rodzice , których stracił tak wcześnie, pogrożą mu palcem:) Bo przecież innych kar tam się z pewnością nie stosuje....Bo tam jest pięknie, nikt nie krzyczy, nic nie boli, nic nie martwi! Pomyślałam, że wujek umarł w nagrodę. Zrobił na ziemii co powinien i koniec wycieczki;) Wracamy do domu...
W pewnym momencie jednak z ust księdza usłyszałam coś, co wywołało mój sprzeciw...."rodzimy się by umrzeć"! Tłumaczył, że śmierć jest od początju wpisana w nasz żywot, że każdego to czeka, że to naturalne...Ja wiem, ja rozumiem....Ale stwierdzenie, że rodzimy się aby umrzeć przekreśla cały sens tego ziemskiego istnienia! Nie można tak krótko...rodzimy się , umieramy...hop siup!
Nie , nie, nie!
Ja mam tyle tutaj do zrobienia, tyle miłości do rozdania! Muszę wierzyć, że to jest sens mojego życia, a nie śmierć! Śmierć to tylko zwieńczenie naszego żywota, koniec naszej cięzkiej ale pięknej pracy na ziemii, przejście do kolejnego etapu....lepszego, taki wyjazd na wakacje:) Lub na zasłużoną emeryturę...
Tylko niektóre aniołki odchodzą tak szybko jak przyszły, bo one są zbyt dobre, one nie potrzebują się uczyć...
Rodzajem nauki jest właśnie to nasze życie! Uczymy się cały czas...jak kochać, jak dawać, jak brać , że niewarto nienawidziić i pielęgnować żale, że każdy dzień jest piękny i wszystko ma jakiś cel! I nie jest to smierć! Z tym się nie zgodzę....Śmierć przyjdzie do każdego, żaden to cel do zdobycia..więc "rodzimy się aby żyć"!
 Wiecznie?

środa, 24 października 2012

Spanko:)

Night, night...sleep tight...
Wake up bright in the morning light....

Bo tak miło jest spać! Odkryłam tajemnice, prawda?
Usypiałam Filka i przypomniała mi się Basia.
Mieszkałam z nia dwa lata w akademiku . Podziwiałam ją za wiele rzeczy, ale najbardziej zaraziła mnie uwielbieniem spania! Basia nie była śpiochem. Chodziła do łożka późno , jak na studentkę przystało;) Budziła się wcześnie i biegła na basen, jak na studentkę Akademii Morskiej przystało;)
Jednak gdy znalazła sie już w łóżku ( ze względu na wzrost - na górnej półce )  zachwycała się tą chwilą, możliwością przytulenia do poduszki:) Zawsze powtarzała , że to najpiękniejszy moment dnia! Już nic nie musisz...nawet jeśli nie wszystko Ci się danego dnia udało , to na dzisiaj koniec!
Martwić się będziemy jutro:)

I w ten oto sposób Basia nauczyła mnie chodzić spać z czystym sumieniem i spokojem w sercu!
Po co denerwowac się dzisiajszą kłótnią z chłopakiem? Stało się i nic już tego nie zmieni!
Nie ma sensu martwić się jutrzejszym egzaminem!  Przecież to będzie dopiero jutro!
Oczywiście są problemy i rozterki, których nie da się w ten sposób zbagetelizować, ale warto próbować! Jest noc, nasz czas! Tak bardzo nam potrzebny! Wydawac by się mogło niewykorzystany..Ale jest wręcz przeciwnie! Wszyscy wiemy, że "jutro" wszystko wygląda inaczej, że "przespane" problemy niejednokrotnie rozwiązują się same. A do moich prywatnych sympatii dodam, że i waga zawsze rano niższa:) Nic tylko spać!
Położyć sie na poduszce, rozprostować, rozluźnić....może przytulić do kogoś?
Tak często łapię się na tym, że już jestem w łóżku,a jeszcze mam grymas na twarzy, jeszcze dłonie zaciśnięte! A tak miło gdy wszystko "puszcza"....gdy nie zastanawiamy się jak wyglądamy, co mamy zrobić...jedynym naszym zadaniem jest spać:)
Z racji prawie już trzymiesięcznej nieobecności mojego męża, prawie zapomniałam jak miło sie zasypia u jego boku, zwłaszcza po...:) Ale za to od dwóch miesięcy znowu wiem, co to znaczy przespać całą noc! Moje dziecie się zlitowało i też doceniło uroki spania, niesamowite uczucie, po dwóch latach przespać calutką noc!
Kocham spać:)

niedziela, 14 października 2012

Komentarze!

Nie znam jeszcze dokładne zasad działania blogowego świata, ale wydaję mi się, że znam troszeczkę świat realny i jak dla mnie , zasady powinny być podobne.
Wczoraj odwiedziłam blog, pewnej dość dla mnie "radykalnej" Mamy.  Nie zawsze zgadzam się z jej zdaniem, ale przyznam szczerze, że czytam, bo znajduję tam ciekawe informacje. Dla mnie ważna jest zasada złotego środka , szacunek do ludzi i ich odmiennych opinii. W ten sam sposób liczę się z drugim człowiekiem, szanuję odmienne zdanie i nigdy nie idę w zaparte. Życie nauczyło mnie, że nasze opinie i postawy, też się zmieniają i " nigdy nie mów nigdy" jest jak najbardziej prawdziwe.
Myślę , że jest to część rozwoju i pracy nad sobą, ewolucja jest wszędzie:)bądź być powinna...

Jak te moje rozważania mają się do bloga? Więc niekoniecznie zgadzałam się z postem owej Mamy, a dokładnie z jej ostrą krytyką na temat zdania innych. Grzecznie napisałam , że mam inne zdanie ale, że rozumiem jej podejście i je szanuję. Wyraziłam też wątpliwości na temat braku szacunku dla ludzi o innym zdaniu. Mama ta ostro i zgryźliwie mi odpowiedziała, po czym nie opublikowała mojej kolejnej odpowiedzi. Potraktowałam to z przymrużeniem oka i poszłam spać. Zmusilo mnie to jednak do zastanowienia się nad sensem pisania publicznie i opcją zatwierdzania komentarzy. Dla mnie osoby które wybierają tą opcje, chcą się chronić przed obelgami , zniewagą czy też innymii rodzajami obrażania w komentarzach. Ale kompletnie nie rozumiem blokowania komentarzy osób, które mają tylko odmienne zdanie od mojego????
Pomijając najzwyklejszy i najbardziej oczywisty szacunek do drugiego człowieka, gdzie jest szacunek do czytelnika? Pisząc bloga liczymy się  z tym , że ktoś może mieć inne od naszego zdanie, że komuś nie podoba się to, co napiszemy...Jeżeli wybieramy formę pisania, w której czytelnik może wyrazić swoją opinię, nie możemy oczekiwać, że każdy nam przyklaśnie, to nie fun-club!
Dla mnie jest to rodzaj dyskusji z odbiorcą i to jest wspaniałe! Odmienne zdanie odbiorcy, ma zmuszać nas do refleksji! Dlaczego ktoś myśli inaczej, jakie ma argumenty?
Idąc tym tropem , staram się też zrozumieć wyżej wspomnianą Mamę. Myślę , że próbuje ona stworzyć na swoim blogu ( i zapewne również w życiu) obarz Mamy, Kobiety idealnej! Wszelkie opinie, które zmuszają ja do stwierdzenia, że może jednak tak nie jest, są niedopuszczalne! Rzecz jasna, jej blog, jej prawo!
Jednak ja , jako czytelnik, poczułam się niefajnie....i nawet nie mogłam tego wyrazić:(

sobota, 13 października 2012

Jeszcze nie tak...

Nie piszę choć w mojej głowie się gotuje!
Niestety nie jest tak jak bym chciała, nie radze sobie z sytuacją tak jak wiem, że powinnam..
Wiem, jak jest i wiem, dlaczego! Powinnam tak jak zakładaliśmy cierpliwie czekać i nie filozofować!
Nie smutać, nie płakać , nie wymyślać!

Jak zawsze teorię znam doskonale, gorzej z praktyką! Robi się zimno, ciemno i ponuro. Brakuje słoneczka , więc i energii....Dzien za dniem mija nam na oczekiwaniu na coś! Coś co nastąpi, co zmieni nasze życie...
I wiem, że nie wolno tylko siedzieć i czekać, ale w tej chwili niewiele więcej mogę!
Założyliśmy , że musimy w ten sposób przetrwać i próbuje!
Ale nie starcza mi sił aby myśleć czy pisać pozytywnie! Moje ostatnie uśmiechy sa skierowane do Fiśka, więc chwile bez niego (nieliczne) są smutne..i tak jest dobrze, choć być nie powinno! Bo jak już się te pare dni smucę okrutnie, a teraz sobie o tym popisze, to do razu mój wewnętrzny buntownik budzi się!
 I już myślę o tym, że wstanę, pomaluje paznokcie, umówię się z koleżanką na kawe, znajdę przepis na nowy sernik ( którego rzecz jasna zjem tylko jeden kawałek), wymyślę jakąs nową zabawę dla Filcia, a wieczorem sprobuję nową nalewkę żurawinową mojej Mamy;)

Bo choc nie jest jeszcze tak jak być powinno, to jest tak jak być musiało!
I będę dalej udawać, że sie nic nie stało i , że nie tęsknie okrutnie i , że jednak daję rade!

A zapłaczę wieczorem w poduszkę, po cichutku, żeby nie obudzić Filka!

piątek, 5 października 2012

Taram, taram!!!!!!

Taram, taram - mam 31 lat :) Płakać czy się śmiać?
Płakać , że to już. Tyle rzeczy nie zrobione, tyle marzeń nie spełnione....i już na niektóre nadziei brak!
Jeszcze 6 lat temu  wszystko było możliwe, dzisiaj trzeba się pogodzić , że są rzeczy których nie zrobie, nie osiągne....

Ale smiać się i to głośno! Przecież tyle mam, nie materialnie ale w sercu! Prosto po studiach miałam inne możliwośći, ale nie miałam wsparcia! Głupio oddana pewnemu alkoholikowi, poświęciłam własne marzenia, by ratować jego! Nie udalo się...i chyba na szczęście dla mnie! To dzięki upadkom stajemy na nogi! To dzięki temu, mam dzisiaj kochanego męża i wspaniałe dziecko! I wiem o wiele więcej niż wtedy wiedziałam! Wiem co jest ważniejsze, a co mniej! I wiem , że siebie kochać trzeba bardzo , żeby być szczęśliwym i dać szczęście innym! I wiem, też , że stabilizacja zawsze jest względna i chwilowa! Ale jak nabroję i namieszam, to zawsze wstanę, oprę się na silnym, kochającym ramieniu i powolutku posprzątam, a potem nowe zbuduje!

I dziękuje losowi i Bogu, że jestem tu gdzie jestem! Nie zawsze szczęśliwa, cały czas w drodze....ale do przodu! Zwykłe chwile, gdy jestem z moimi chłopakami, dają mi więcej szczęścia niż sobie kiedyś mogłam wyobrazić! Takie ułamki sekundy, gdy patrzę na nich i serce mi rośnie tak bardzo, że wydaję sie wyskoczyć za chwile...i nic więcej wtedy nie trzeba!

Tylko oby prędzej do tej Kanady....bo jak to ostatnio napisał mi mój mąż; cięzko jest żyć tylko z połówką siebie....

poniedziałek, 1 października 2012

Pokochać Panią w lustrze...

Moja dieta w tym tygodniu poległa całkowicie...a raczej ja poległam w jej przestrzeganiu;)
Odchudzam się większość mojego życia...ostatnie 2 lata to walka z nadprogramowym bagażem po porodzie! Już ponad rok temu wróciłam do wagi sprzed ciąży, tylko już nie do jakości;)
Ale przed ciążą świadomie i dobrowolnie pożegnałam się z bardzo brzydkim i smierdzącym nałogiem - papierosowym! I ten to fakt ,przysporzyl mi już wówczas kilka kg więcej, których za nic nie mogę stracić! Moja waga optymalna przesunęła się o pięć kg w góre i moje ciągłe starania powodują tylko balansowanie w okolicach tej normy.
Do palenia rzecz jasna nie zamierzam wrócić! Tylko dlaczego brakuje mi tak samo silnej woli w kwestii słodyczy???
 Ale rzecz nie w tym, tylko w samoakceptacji! Nikt mnie tego nigdy nie nauczył! Tudzież, samej też opornie mi idzie...bo najprościej zrzucić na innych!
W ostatnich dniach przeglądałam moje albumy fotograficzne.  Z czasów gdy jeszcze nie królowały cyfrówki , były już  powszechne aparaty i ogólnodostępne klisze;)
Wczesniej nie było tych dóbr, teraz zapominam wywołac, a pstrykam bez pamięci....i żal mi kiedy sobie o tych  wszystkich zdjęciach pomyślę..kiedyś się znowu zmobilizuję i wywołam;)

No ale cóż ja widze na tych wywołanych zdjęciach - szczupłą dziewczynę, momentami wręcz chudzinkę! I zastanawia mnie , dlaczego 8 kg temu spódniczek mini i tym podobnych nie nosiłam? A teraz z przyjemnością;) Dlaczego chowałam się w nijakich ubraniach ?Dlaczego moja kobiecość nie zgrała się w czasie z najlepszymi możliwościami;)
Kochana byłam nie tak jak trzeba? Może? Przede wszystkim przez siebie samą!
Zawsze dążąca do ideału nie umiałam zaakceptować małych mankamentów! Moja duża pupa dopiero w oczach Mężą stała się atutem, proste włosy są darem....a przede wszystim lustra pokazują inaczej! Więcej? Tak! Przede wszystkim sympatii do samej siebie!

P.S. Nie znaczy to oczywiście pełnej akceptacji;) stąd ciągłe diety..teraz jest strach by utrzymać choć to co jest;) Mam wizję, grubszej Panii w srednim wieku! Nie lubieć;)

sobota, 29 września 2012

2 lata!

Minely 2 lata od kiedy zupelnie odmienilo sie moje zycie...czyli odkad na swiat przyszedl Filus!
Swietne urodziny, pierwszy raz bardziej swiadome i swiadomie wzkorzystywane....nie bylo limitu na slodycze.... Moj cudny dwulatek zaszalal, a jutro powtorka, a w sumie glowne party! Za tydzien kontynuacja wraz z urodzinami Mamusi!

No i stwierdzilam,ze nie sztuka jest tort kupic, trzeba sie wysilic!
Coz pierwsze moje podrygi, wiec jestem dumna! Mimo wszystko!

Wczoraj mialam mimowowlnie dzien wspomnien i refleksji, ale to innzm razem!
Dzisiaj troszke smutnawo , chcialabym bardzo byc juz razem! Zwlaszcza w taki dzien..


i medal dla tego, kto to przeczyta....i zrozumie! Polskie znaki znowu sie ulotnily i nie umiem sobie poradzic....

I wciaz nie wiem czym zasluzylam na taki dar od losu ...zdrowe, cudowne dziecko, ktorego przyjscie na swiat nauczylo mnie milosci bezwzglednej i bezgranicznej....
tak bardzo...
so much....

środa, 26 września 2012

Rodzina na swoim;)

Trochę głupawy tytuł mi się nasunął.... Rzecz w tym, że jak dla wielu , rodzina była zawsze dla mnie dużą wartością. Nie będe pisać banałów. Nie napiszę też ( teraz ) o przeżyciach dwunastolatki której umiera Tata. Nie chciałabym też obgadywać mych najbliższych, ale....
Jak zwykle gdzieś jest!
Kiedy myślę teraz Rodzina, najpierw jestem u góry gdzie śpi Filuś, potem w Kanadzie gdzie pracuje ciężko mąż. Dopiero potem jest drzemiąca obok Mama, Siostry - które nie chcę wiedzieć co robią ( obie z chłopakami), Brat w morzu , itd...
Mama dzisiaj mi zarzuciła, że jako rodzeństwo nie jesteśmy tak bardzo " za sobą" jak ona by chciała. Jak ona to widzi - nie wiem, ale przez moment przyszło mi do głowy, że jestem zdrajcą! Przecież stworzyłam nową Rodzine i to oni są dla mnie najważniejsi! Nie straszy Brat - przestał być dla mnie jedynym mężczyzna w rodzinie, nie młodsze Siostry - z ulgą stwierdziłam , że są dorosłe i nie muszę być za nie odpowiedzialna! Czy ja to widzę źle? Czy mam czuć się winna?
Kocham moje rodzeństwo, myśle o nich codziennie, choc dzwonie raz na pół roku...Każdy z nas ma swoje życie  i myślę, że wystraczy świadomość, że jesteśmy i że możemy na siebie liczyć w ważnych chwilach!
Rozwinęła się oczywiście dyskusja, dowiedziałam się, że Mama nie ma bliskiego kontaktu z rodzeństwem również przez nas, " bo nie chcieliśmy"! Glupie wymówki , głupia dyskusja!
A jej początek w braku mojej sympatii do chłopaka siostry!
Nie o tym miało być!
Zastanawia mnie tylko czy to tak źle, że Syn i Mąż są dla mnie najważniejsi? Syna chyba Mama zrozumie, ale Mąż - dla niej obcy facet;) A dla mnie "drugie ja"....

Zdrajca ze mnie?

piątek, 21 września 2012

Zawsze na lepsze!

Ponoć tak jest ze zmianami...nawet tutaj ktoś mnie tak pocieszał! I tego się trzymam!
Choć czasami ciężko...Już prawie dwa miesiące jesteśmy osobno, żyję czekaniem, zawieszona w próżni! Brak domu doskwiera! Choć jestem w miejscu które przez lata było miejscem na które mowiłam dom...o ironio, teraz to dom mojej Mamy! Czy nie jest to wyraźny znak dorosłości, samodzielności, czy czegoś w tym stylu....Moment w którym dom rodzinny, to już dom rodziców!
Tak mnie teraz ta myśl natchnęła...

Ale miało być o tych paskudnych zmianach, które są  ponoć celowe i potrzebne!
Albowiem czuję się jakbym straciła wszystko co zgromadziłam i zbudowałam do tej pory! Już kiedys wspominałam, że to głównie z mojej winy. Nie wiem, jakieś zmiany hormonalne związane z macierzyństwem czy też, szok z racji przekroczenia trzydziestego roku życia? Ale pewne jest , że wywróciłam życie mojej małej rodzinki do góry nogami a los mi w tym skutecznie dopomaga.
Ta wielka dla mnie strata to 50 kg ubrań, zabawek i pamiątek! Nic wielkiego prawda? Bardzo niekompetentna firma kurierska zgubiła paczkę która wysłałam z Irlandii do Polski. Rzecz w tym, że do tego kartonu wpakowałam wszystko co wydawało mi się ważne , cenne itp. Przeprowadzalismy się ostatnio zdecydowanie za wiele razy i nie podchodzę już do pakowania z entuzjazmem. Ponadto wydalismy mnóstwo pieniędzy, na przemieszczanie naszych dóbr z kraju do kraju. Tym razem więc porozdawałam co tylko było możliwe. Rok temu wysyłalam do Polski 400 kg, w tym roku zredukowałam to do 80 kg. Czysta esencja, gdyż wiedziałam, że nie bedę mogła więcej zabrac do Kanady. Z tego dotarło do mnie 30 kg, rowerek Filusia, moje sukienki wieczorowe i pare innych szpargałów. Oprócz tego mam to, co miałam w torbie w samolocie....
Płakać? Płakałam....i wciąż mi się zdarza! Zwłaszcza jak coś mi jest potrzebne i przypominam sobie, że tego nie ma...I nie tylko kwestia finansowa wchodzi tutaj w gre...tam były pamiątki! Zdjęcia, pierwszy pajac i butki Filusia, kolekcja długopisów mojego męża, moje buty i szaliki....

No więc, żeby się bardzo nie smucić, wmawiam sobie, że tak miało być! Mamy zacząć wszystko od nowa!  Zmieniłam nasze życie, bo stając się Mamą odkryłam w sobie inną osobę...Może to głupio zabrzmi, ale poczułam się Kobietą bardziej niż kiedykolwiek przedtem! Choć wciąż zdarza się, że nie umiem zrozumiec o co chodzi tej nowej Kobiecie...to chyba ją lubie! I choć płacze nad stratami, próbuje zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi i próbuje znaleźć cel w zmianach....i próbuje usparwiedliwić samą siebie;)

sobota, 15 września 2012

jestem...

Tyle czasu bez internetu, wydawałoby sie niemożliwe.. a jednak!
Jestem w Polsce,  ale w ciągu paru tygodni będe kanadyjską euromusią:)
Tęsknie okrutnie za mym mężem, Filusiek jest non stop chory, mi cieknie z nosa...
Męczę, a raczej do wczoraj męczyłam Dukana - skutek 3 kg i bóle watroby!sama sobie jestem winna!
Mam mnóstwo przemyśleń, przeczytałam pare książek  - będe pisać...
Na dzisiaj to byl telegraficzny skrót;)

No i najważniejsze! To jest niesamowite! Ktos się zastanawiał dlaczego mnie nie ma!!!!!!
Dzięki dziewczyny....blog mój, dla mnie..ale jak miło na serduchu, że jednak ktoś słucha....

czwartek, 26 lipca 2012

ALE!

Myslę, żeby coś napisać..ALE co? Nie mam ochoty robić z bloga pamiętnika z dokładnym opisem moich codziennych wydarzeń, ale ...ALE co? Ale mnie moje własne " ALE" rozśmieszylo! Dużo mam do powiedzenia! ALE!!!!!!!!!!1

Nic na to nie poradze! Jestem z Filusiem w domu szwagierki, czekam na samolot do  Polski, czekam na informacje od Męża czy doleciał do Toronto! Nie moge myśleć o niczym innym, więc wysilać się nie będe...
ALE  jestem sympatyczna! Chciałabym żeby ktoś mnie czytał czasami,   ALE wysilać mi się nie chce....

Dlaczego chcemy, żeby ktoś nas czytał?
 Dla ładnego numerku w miejscu ilości wyświetleń?
 Dla " kilku złotych" które możemy zarobić , gdy do wpisu dołączymy parę reklam?
 Dla uzdrawiania świata i przekonania do naszych racji?
 Szukam dalej!
Dla uzyskania porad od innych blogujących?
 Dla znalezienia inspiracji do przemyśleń i "innego" spojrzenia na dany temat?
Dla siebie?
Dla swojego dziecka, męża, psa, kochanka itd. ?

ALE nic mi się tutaj nie zgadza!
 Wysyłamy nasze przemyślenia w wirtualną przestrzeń, bo chcemy być wysłuchani!!!! Chcemy, żeby ktoś podzielił z nami dany moment w życiu! Nawet jeśli połowa odbiorców Cie skrytykuje, a druga nie polubi, to zawsze lepsze niż nic! Chcemy, żeby głos w naszej głowie przestał mowić tylko do nas! Niech mówi o nas, ALE do innych... Bądź o innych do nas, ALE publicznie! Przecież nieładnie obgadywać za plecami
!

ALE pokręcone ALE Ali:)

niedziela, 22 lipca 2012

Kolejny raz...

Przeprowadzka...

Jestem ekspertką, pakowanie, segregowanie, rozsprzedawanie....tym razem zostajemy naprawde prawie bez niczego! Już wiem, że nie ma sensu płacić grubych pieniędzy kurierom za przewóz rzeczy którch nie używałam w ciągu ostatniego roku! Więc zabawki  Filka, ubrania w których chodzimy i koniec bajki!

Zwłaszcza, że jeśli wszystko sie uda za jakiś czas zmienimy kontynent! Decyzja zapadła i wszystko toczy się szybko! Za szybko! Alipio wylatuje prawdopodobnie w czwartek do Kanady, my w kolejny wtorek do Polski....Wypłakałam się, wyrzuciłam z siebie wszystkie żale i już mi troche lepiej! Nie jesteśmy normalni i chyba nigdy nie będziemy:)

Chodzi mi po głowie kalendarz mojej emigracji!
Muszę się skupić , więc w kolejnym odcinku:)

P.S. Filuś mówi pierwsze zdanie : What is this? :) zaczyna się? WIELBIĘ MOJE DZIECKO!





czwartek, 19 lipca 2012

!!!!!!!!!!!!!!!??????????!!!!!!!!!!!!!!!!!

Bez pracy, domu, pieniędzy....z dzieckiem przy boku...
Mało optymistycznie, mało wyjaśniająco i mało zachęcająco do czytania...ale musiałam to chociaż gdzieś zapisać, bo mnie nosi...
I do tego, jutro pierwsza rocznica ślubu....
zajefajnie!kropka


W tym tygodniu jeszcze w Irlandii, w przyszlym ja z dzieckiem w Polsce, a mąż w Kanadzie...i to nie fikcja literacka, choć trudno w to uwierzyc;(

poniedziałek, 16 lipca 2012

Kości zostały rzucone..

Ostatnio wpomniany temat omówiony dogłębnie, ze świnią i bez....
Mózgownica mi się od myślenia przepala....napisze więcej jak ochłonę i omówię moje reakcje sama ze sobą:)
Cv wysłane, dzisiaj prawdopodobne inetrview przez Skypa!!!

Z innej beczki, miód Manuka i syrop z cebuli działają cuda! Zapowiadające się przeziębienie wydaje się być zażegnane! Tylko niech poprawi się pogoda, bo jeden dzień dłużej w domu i Musia z Filkiem zwariują!!!!!!!!

piątek, 13 lipca 2012

Kanada i świnka!

A jak będzie się nazywać euromusia mieszkająca w Kanadzie?
Nowy pomysł mojego męża , który po każdej tygodniówce wpada w małą depresje. Nie ma co ukrywać, słodko nam teraz nie jest i to w dużej mierze z mojej winy. Wkrótce się okaże, że w ramach kary spędze pół roku , albo dłużej z Filkiem w Polsce u Mamy.
Moja reakcja nr 1 to płacz i biegunka...Był to tylko pomysł rzucony przez telefon, ale ja go znam  - jak  mu coś zaświta to szybko nie odpuści.

Poza tym przytaszczy dzisiaj do domu pół świni, więć w uroczych okolicznościach będziemy omawiać temat...

Jupi, Jupi, Jaj, Jaj!!!!!!!!!!!!!!!!!!

czwartek, 12 lipca 2012

Joga i błędy!

Robie błędy, okropne literówki!!!
 To jest moje przemyślenie numer 1 na dzisiaj :)
W związku z tym trudno przeczytać co napisałam...czyli samo wprowadzenie polskich znaków na klawiaturze nie wystarczyło, trzeba jeszcze się kontrolować....staramy się dalej...

A teraz trwa moja przyjemna część dnia, czyli Filuś spi, w domu posprzątane, obiad przygotowany. Mam czas dla siebie:) Czyli ja , fotel i laptop! W głowie błyska mi kilka rzeczy które trzeba zrobić, ale udaję, że nie słysze! Od paru dni wykonuję codziennie jedno z podstawowych ćwiczeń jogi, to znaczy tak wyczytałam. Pare lat temu miałam okazje mieszkać z instruktorką jogi i mówiąc szczerze troche się z niej podśmiewywałam. Myślałam , że joga to coś dla tzw. "natchnionych". Dorosłam troszkę i też mnie natchnęło. Zaczełam szukać czegoś co uspokoi moją głowe, jednocześnie pomoże w skupieniu i koncentracji, a przy okazji rozciągnie mięśnie, pobudzi metabolizm itp. Padło na joge i powiem szczerze, że chyba mi sie spodoba. Po paru dniach opanowałam "powitanie słońca", choć wcale nie jest to takie proste jak się wydaje. W tym miejscu ponarzekam też na ineternet, bo wcale nie łatwo znaleźć proste i przystępne filmiki instruktażowe. Coś jednak wyszperałam i od przyszłego tygodnia ruszam dalej:)
 W między czasie pomęcze męża, żeby na najbliższą okazje sprawił mi jakies fajne dvd z jogą dla początkujących. Najbliższa okazja za tydzień, ale pewnie tak szybko nie zaskoczy;)

wtorek, 10 lipca 2012

Brak samotności

Z reguły  ludzie narzekają na brak towarzystwa i ja  poniekąd do tej grupy należę. Mieszkam w nowym miejscu, nie mam tutaj jeszcze znajomych, mąż całe dnie pracy...Towarzystwa dotzrymuje mi (bądź ja jemu) mój synek. Staram się doceniać to przesłodkie towarzystwo, w przyszłości na pewno za nim zatęsknie, ale...
I tutaj pojawia się "ale"Ali ;)nigdy nie jestem sama....tak naprawde sama, kiedy to ja decyduje co zrobie i kiedy! Gdybym teraz była przez moment sama pewnie nie robiłabym nic, ale to inna kwestia! Moje dziecko jest ze mna zawsze, do tego mąż...moja głowa potrzebuje relaksu, wyciszenia! Potrzebuje samotności!
Wczoraj próbowałam problem wytłumaczyć, mojemu poniekąd zazdrosnemu" mężowi. Okazało się, że mnie rozumie! On spędza mnóstwo czasu poza domem, ale też nigdynie jest sam.
Więc mamy nowe marzenie! Jak już troszke ustabilizujemy naszą sytuację i będziemy mogli pomyśleć o urlopie , zawozimy Filka na weekend do Babci. Nigdy to się jeszcze nie zdarzyło, ale kiedysś musi być nasz pierwszy raz;) Ale to nie wszystko, w piątek wynajmujemy dwa pokoje , w dwóch różnych hotelach, ja z książka , on z telewizorem;) Cała piatkową noc i sobotni dzień spędzamy osobno, a wieczorem idziemy na wspólna kolacje - tak jak kiedyś na randkę! Kolejna noc i niedziela to już czas dla nas razem...a wieczorem szczęśliwi i stęsknieni wracamy do synka!
Koniec bajki!

Pomarzyć można, prawda? a jak się upre, to zrealizuje;)

sobota, 7 lipca 2012

Zajęta ....czym? mężem;)mogłoby zabrzmieć miło, ale różnie to bywa...choć generalnie miło i ślicznie między nami. Tylko czasami, tak jak dzisiaj przychodzi moment zastanowienia...czy to oby prawdziwe?Taka miłość , a czasami takie słowa...i nie, żeby jakieś obraźliwe, ale wg. mnie pokazujące mi moje miejsce!a może on ma racje, że jestem przewrażliwiona?Uwielbiam spędzać czas z moim dzieckiem i w gruncie rzeczy jestem szczęśliwa, że moge z nim być całe dnie..ale nie zmienia to faktu, że czasami jestem zmęczona i mam poprostu dosyć! Ale nic z tych rzeczy - uśmiecham się i robie co do mnie należy, czyli wstaję pięć razy w nocy i o siódmej rano zabieram Fiśka z sypialni, żeby mąż się wyspał. Nigdy mnie wprost o to nie poprosił, ale te miny i westchnienia później!znacie to?Więc staram się być żoną idealna! Bo skoro nic innego teraz nie robię , choć to niech będzie 100%!

Sama sobie jestem winna? sama szukam "dziury w całym"?czyli nie jestem wystarczająco zmęczona;`);po9io-zxcvb

środa, 4 lipca 2012

Rytm dnia

Wciąż się tu gubię, więć postanowiłam poczytać mądre rzeczy o pisaniu bloga...
Niestety, nie bardzo mi to wychodzi, bo "po drodze" wciąż odnajduje ciekawy blog i zaczynam go przegląć:)
W ten sposób to ja się nie wyedukuje szybko...Zwłaszcza, że Dzidź powinien się zaraz obudzić, a jeśli nie to mam mu w tym pomóc, co miłe nie będzie!
Filek ma niepełne 2 lata i ostatnio próbuje zmienić swój ciężko wypracowany rytm dnia:)
To znaczy: idziemy spać póżno, wstajemy wcześnie a za to, w dzień spimy cztery godziny. Musii bardziej podoba się opcja: śpimy w dzień dwie, góra trzy godziny, zasypiamy maksymalnie kolo dziesiątej wieczorem i budzimy się koło ósmej, jak było wcześniej.
Problem polega na tym , że Filek obudzony = Filek zły:) no i najzwyczajniej w świecie się boje!Ale chyba będe musiała poświęcic pare dni na powrót do normalnośći...

Musia to nie "pseudonim artystyczny":)tak zwie mnie moje dziecko i nawet to lubie:)siebie natomiast zwie Dzidzią, co ja przerabiam na Dzidzia, ze względu na płeć i rozmiary!

wtorek, 3 lipca 2012

Język polski i ja...

Od wczoraj próbuje pracowac nad tym blogiem a , że nigdy tego wcześniej nie robiłam, więc nie jest perfrekcyjnie..ale będe się starała!
Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że przestałam sie przykladać do tego co robie...no i oczywiście sama sobie obiecałam poprawe;)


Pierwszym krokiem, było rozpracowanie klawiatury w laptopie, czyli wprowadzenie polskich znaków! Wstyd sie przyznać, ale od siedmiu lat piszę "kali mieć, kali być"...bo tak to chyba wygląda? Teraz jeszcze musze się bardzo starć, żeby ich używac! olśnienia doznałam, kiedy będąc w Polsce, musiałam napisac list do jakiejś ważnej instytucji i gdy męczyłam sie nad laptopem, moja młodsza siostar stwierdziła: " dyktuj, ja napiszę"..wstyd mi się zrobilo...a wszystko to nie dlatego, że zrobiłam sie bardziej irlandzka niż oni sami, tylko z czystego lenistwa i ignoracji...
Więc w ramach pracy nad samą sobą, poczyniłam odpowiednie kroki, co dla laika komputerowego jak ja , proste nie było...Do głowy przyszło mi zdanie " w ramach systematycznej pracy nad sobą ". Systematycznej musiałam skreślic - systematyczna to ja byłam w szkole, więc dawno i nieprawda;)

Nie wiem czy w blogu powinno sie używac emotikon?Ja chyba jednak będe..Stały się one dla mnie nieodłącznym sposobem wyrażania emocji i są bardziej niezbędne , niż wykrzyknik czy znak zapytania. Może to kolejny przykład ubożenia językowego, ale trudno...idealna nie jestem i nie będe;)
Chyba, ,że ktoregoś pieknego dnia stwierdzę inaczej..."nigdy nie mów nigdy" powinno być chyba moim życiowym mottem, ale o tym innym razem;)