środa, 30 stycznia 2013

Ogłoszenia drobne

Rubryka : zaginione

Zaginęła pewność siebie
data i okoliczności bliżej nie znane.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...
proszę o natychmiastowy kontakt!!!!
Ja

Zginęła, znikła, rozpłynęła się ...jak zwał tak zwał...u mnie jej nie ma!
Nie zauważyłam kiedy wyszła! Między jedną pieluszką a drugą ....a może ząbków wtedy szukałam...nawet  nie pamiętam czy coś mówiła na pożegnanie?

Może ona uciekła?W tej wędrówce z taborami między krajem jednym , drugim, trzecim...hmm, zaraz, zaraz! Z taborów supełek na kijaszku się  ostał, więc biedna  pewnie się  nie zmieściła... Ot, wygodnicka!

Błędów moich się wystraszyła? Ale, że ona? Taka zawsze do przodu... a tu nagle nogi pod ogon i pa? Bez uprzedzenia...?
No tak, zawsze w siebie tylko była wpatrzona...

Pójdę tropem Hilarego..." szuka w palcie i w surducie, w prawym bucie, w lewym bucie" ..Nic z tego ...W lustrze też jej nie ma! Kilka zmarszek, kilka kilogramów? Toż nie powód do ucieczki....Dziwna ona jakaś! Jakby nie moja....

 Możliwe, żeby poziom bezrobocia ją przeraził? Nie pamiętam znowu czy ona tak bardzo pracowita była.... Niby pochwalić się troszkę, porządzić, ponegocjować to każdy  w sumie lubi....  ale przecież w domu ze mną też mogła?

Chyba kiepska z niej koleżanka....
Jednak tęsknie trochę....
Niech przemyśli i wróci...a ja, jak dobra Matka z szeroko otwartymi ramionami przyjmę...i zapomnę!

Umieszczam ogłoszenie w sieci...ponoć tutaj wszystko  można znaleźć?
 Może i ona zauważy....


sweet dreams are made of this..everybody are looking for something...tak mi się skojarzyło:)




piątek, 25 stycznia 2013

Nasze klocki



Idziemy w ciszy przez srebrzysty mroźny świat.....
Jak dobrze, że pod słońce....
Jest prawie miło...
Każde z nas własne myśli w głowie układa....jak wieże z klocków, gdzie jeden psotny ruch wystarczy, żeby misterną  budowlę zburzyć!
Przecież to jest to, co On lubi najbardziej.
Idziemy -ja i mój Mały Człowiek!

Ja myślę o tym, że zimno tak okrutnie...a taka ciepła łapka w mojej dłoni. Opatulona w grubą rekawicę, w której palce zawsze w złą stronę uciekają...

On pewnie o tym, że zimne powietrze drażni nosek... I jaka to szkoda, że nikt czapek na nos nie wymyślił...
Takie problemy każdej zimy również mała Ala miewała......

Ja z uśmiechem na spierzchniętych ustach rozmyślam, że nawet gdyby tego słonka nie było to wystarczy, że w jego oczka mądre spojrzę....tam zawsze gorące promyki igrają!

On zapewne zastanawia się, dlaczego gdy  słonko tak razi w oczy on zaraz kichać zaczyna?
Nie wie jeszcze, że to po Tatusiu.

Ja wzdycham nad tym, co Tata ostatniej nocy powiedział...że to miłośc do naszej rodziny, wszystkie decyzje tak trudnymi czyni...

On znowu rozmyśla , dlaczego Tatuś na tą pizzę  tak długo pracować musi?  A i tak jeść jej codziennie nie wolno....i, że tak śmiesznie jest Daddy zamiast Tatuś mówić!

Ja poraz kolejny się zastanawiam czy na pewno tą rączkę dobrze przez świat poprowadzę?
Tak by swoje szczęście w życiu odnalazł, cokolwiek będzie ono dla niego oznaczać...
Przecież każdy ma inną definicje.

On prawdopodobnie myśli , że na tym mrozie nie jest tak źle! Mama całusami nie męczy! Choć jak wrócimy do domu to pewnie nadrobi..

Wędruję z tym moim zadumanym szczęściem przy boku i próbuję spacer wśród jego myśli uskuteczniać...
A przecież każdy z nas sam, własne konstrukcje w głowie tworzy....
Tylko czasami przychodzi mały Ludek i jednym ruchem nóżką naszą wieżę burzy....
A my z uśmiechem na ustach wszystko przyjmujemy!





handmade by Filip i Mama:) czasami jest tak zimno, że na spacer pójść nie możemy;)









poniedziałek, 21 stycznia 2013

Złote myśli:) Wyróżnienie!


Dostałam wyróżnienie od Moniki z home.me.and.more do zabaway która ma na celu promowanie blogów z małą ilością fanów:) Za które dziękuję i postaram się sprostać zadaniu:)
Od razu się wytłumaczę, że kiedyś już byłam nominowana przez Nessie i w ogóle nie miałam wówczas do tego głowy, więc poprawię się dzisiaj:) Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone:)

Zabawa przypomina mi trochę Złote Myśli, czyli bardzo popularny w czasie gdy chodziłam do podstawówki zeszyt:) Najważniejsze pytanie ? Oczywiście inicjały sympatii! U mnie przez kilka lat było to  Ł.M....coż to była za miłość;) Do dzis dnia przechowuję wisiorek na łańcuszku , który to mój ówczesny adorator wręczył mi wypowiadając magiczne pytanie " Będziesz ze mną chodzić?" po czym uciekł zawstydzony ;) Zresztą owa  wstydliwośc była przyczyną rozstania...na cóż mi chłopak który powie cześć i ucieka? Ale serce miałam złamane...bo mimo wszystko go kochałam;)

Zabawa:) 
Jeśli kogoś to nudzi, złości , rośmiesza....tudzież powoduje inne, niechciane objawy - proszę pominąć:)
 Jak reklamę....mój Synek powiedziałby " pominaj Mamo" :)

Pytania od Monii

1. Książka czy film? Książka
2. List czy e-mail? E-mail
3.Pióro wieczne czy długopis? Długopis...a najlepiej klawiatura;) mój charakter pisma uznawany jest za mało czytelny;)
4. Pies czy kot? Wyjątkowo ani jedno ani drugie:(
5. Wiosna czy lato? Wiosna
6. Spodnie czy spódnica? Chciałabym częściej spódnicę ale nogi wolą spodnie;)
7. Szpilki czy trampki? Pomiędzy....baleriny, mokasyny, koturny;)
8. Nad morze czy w góry? Morze.
9. Kawa czy herbata? Najpierw kawa później herbata
10. Słodki czy słony? Słodki.


Pytania Nessie

1. Czy jesteś wzrokowcem czy słuchowcem? Wzrokowcem
2. Wolisz koty czy psy? J.w. ani jedno ani drugie
3.Książka która wywarła na Ciebie wpływ? Wpływ to za dużo powiedziane,a le jedna z nielicznych do których wracam to "Polka" Manueli Gretkowskiej
4. Czy masz prawdziwą pasję? Chyba tak:)
5. Gdybyś miała jeden dzień tylko dla siebie jak byś go spędziła? Książka, spa , restauracja, kino........jeden dzień to mało;)
6. Czy uprawiasz/ uprawiałaś inetnsywniej jakiś sport? Abolutnie nie! niestety....
7. Co zawsze nosisz ze sobą? nie ma takiej rzeczy
8. Jakie wnętrza lubisz? Nowoczesne czy staroświeckie? Nie ma to znaczenia gdy są piękne, może być wszystko razem!
9. Jak wolisz spędzać Boże Narodzenie? W domu, u rodziny czy na wyjeździe? w domu
10. Jakie smaki preferujesz? Słodkie/ kwaśne, łagodne / pikantne? Słodkie i łagodne


Moje pytania  - krótko , na zasadzie skojarzeń;)

1. Szybko czy powoli?
2. Cisza czy muzyka?
3. Wygląd czy sampoczucie?
4. Kuchnia czy garaż?
5. Serce czy rozum?
6. Drewno czy metal?
7. W "sercu i na języku" czy tylko w sercu?
8 . Co pierwsze ? myśl  czy słowo?
9. Horror czy komedia?
10. Ćwiek czy falbanka?

Osoby wyróżnione przeze mnie:)

http://domnawygnanku.blogspot.ca/


THE END:)

dla tych którzy wytrwali do końca - wyrazy uznania:)

piątek, 18 stycznia 2013

Manu - Brat idealny - wirtualny!

Ja mam jednego syna , a mój syn ma Brata:) Wniosek jest jeden - mam Męża z odzysku! Jak każdy obiekt przechodzony , ma on pewne ślady użytkowania....a w zasadzie jeden, dość wielki ślad! Manu! Czternastoletni ni to chlopiec, ni mężczyzna, którego zmieniający się głos przypomina mi o upływającym czasie. Ja poznałam dziewięcioletniego chłopca, który za wszelką cenę próbował mnie zauroczyć swoim angielskim. Teraz jest nastolatkiem, w dodatku niezbyt rozmownym. Starzeję się....

Manu, skrócona wersja portugalskiego Iramo  czyli Brat . Nie bardzo mi ten skrót pasuje, ale nie znam się....Język portugalski rozumiem w niewielkiej części i tyle mojego! Tyle i aż, poniewaz siostry mojego Męża były niezbyt szczęśliwe gdy odkryły , że je rozumiem:) Ja też zresztą w podobny sposób kiedyś dowiedziałam się ile z języka polskiego rozumie Małż.....i i też żal troszkę, bo to bardzo wygodne przejście z angielskiego na polski gdy szybko jakiś tajny sekret trzeba przekazać, szyfrować nie trzeba i kombinować....

Nie o tym miało być! Miało być o ważnym , acz wirtualnym chłopcu w naszym domu....Układ dla mnie niezbyt prosty ale od początku oczywisty, mój Mąż ma dwoje dzieci! Każde z nich ma te same prawa, racje, możliwości. Ja od początku przybrałam rolę "dziewczyny Taty" a nie macochy. Mamę Manu ma! Sytuacja jest o tyle prostsza, że Manu nigdy z nami  nie mieszkał, nie licząc wakacji. No i jest daleko...z racji tego w czasie urlopów, bez  zazdrości usuwam się  w cień, dając chłopakom czas dla siebie.
Dzięki temu chodzeniu za nimi, odkryłam też dużą wadę postawy u Manu, która do dziś jest leczona, więc są i wymierne korzyści;)

Od dwóch lat tych mężczyzn jest troje. Manu oszalał na punkcie młodszego Brata, a Filip garnie do niego...mimo, że już nie pamieta chyba ostatniego spotkania:) Między innymi dlatego wciąż mam duże wątpliwości czy rzeczywiście Kanada to jest to...ale to już osobny, trudny temat. Filip codziennie upomina się o rozmowę z Manu, całuje jego zdjęcia, wypytuje...niesamowite to jest! Zwłaszcza, że jak wspomniałam wcześniej, Manu jako osobnik w wieku zbuntowanym, niezbyt jest rozgadany. Pouśmiechają się do siebie, coś tam sobie klikną, coś wyślą i już im wystarczy....

Manu spędził z nami pierwsze Boże Narodzenie Filipa, przyleciał do Polski na chrzciny...o tu  muszę wspomnieć o bardzo pozytywnej postawie Pani byłej żony. Nie tylko nie utrudnia,a wręcz pomaga! Nie wiem na ile to jej dobra wola, a na ile brak możliwości walki z nastolatkiem....ale nie liczy się! Na te pierwsze święta nawet sama z nim przyleciała do Irlandii i zatrzymała się u siostry mojego męża....więc mądra Kobieta być;) Był nawet moment rozwążań czy Manu nie mógłby zamieszkac z nami na jakiś czas...pomysł padł! Nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą;)
Teraz długo się z Manu nie wiedzieliśmy i przykro nam wszystkim z tego powodu....Bardzo chcę , żeby Filek zawsze miał z nim konatkt, żeby wiedział , pamiętał! Różnica wieku jest bardzo duża , więc może na jakąś wielką przyjaźń nie można liczyć, ale liczy się fakt! Ja nie sądze , żebym zdecydowała się na kolejne dziecko,a w ten sposób Filek już nie jest jedynakiem ! Wymysliłam sobie, co?
No wiem, że to nie tak do końca...ale zawsze troszkę! Zawsze każdy z nich może powiedzieć " mam Brata":)


A tutaj przedstawiam Wam Patinhos:) Od pokoleń niepodważalna gwiazda muzyki estradowej wszystkich portugalskich dzieci! Filka też:)






Mamy piękną sesję fotograficzną chłopców razem ale uznałam, ze nie moje to dziecko, więc upubliczniać nie będę....ale podobni są trochę do siebie;)


I tak mi się pomyślało, jak ja już tęsknie za swoim Bratem...





wtorek, 15 stycznia 2013

Rozwód




O godzinie 17.00 gotowa byłam się rozwieść! Ba! Ja juz nawet w myślach swoją przyszłość po rozwodzie planowałam! Złość buchała ze mnie jak para....przez uszy, oczy a pewnie i czubek głowy parował! Jak on tak może! Ja tak nie chcę!Nie pozwolę! Stanę się kobietą samotną ale niezależną! Żadną tam rozwódką....tylko singielką! Z odzysku i z przybytkiem ale to się nie liczy....poradzę sobie! Sama!!!!!!!!!!!!

Tak pomstowałam nad zlewem pełnym naczyń, łzy roniąc niby to ukradkiem. Wszystkie te złe mysli oczywiście tylko ja słyszałam, uzewnętrzniając jedynie znaczące westchnięcia, policzki zaczerwienione ze złości i te łzy które ja niby ukryć chciałam...ale tak żeby on widział, że ukrywam!
 Na głośne lamenty tego typu sobie nie pozwalam, bo temperamenty oba wybuchowe i a nuż zrobiło by się na poważnie....a przecież ja dziecko mam! Choć w tej złości to przez głowę przemknęło, że może nie z tym z kim trzeba.....Nieważne, awantury lepiej na gorąco nie robić, bo potem żałować można! Tyle to już się nauczyłam;)

O godzinie 22.00 Dzieć śpi, pan Mąż w kuchni ciasto na bułki zagniata, a ja dalej focham....tylko jest jeden mały problem.....nie pamiętam już o co? Przecież obiad niedzielny dzisiaj zrobił i ciasto ....teraz te bułki gniecie! Choć to trochę bezmyślne, bo gorące bułeczki z masłem jedzone o północy nijak się do moich noworocznych postanowień mają! 
No i taka byłam dumna jak z Filpem naczynia zmywał...że fajne wzorce dziecku przekazuje...i do tego tak śmiesznie razem śpiewali!
 Popołudniu choinkę rozebrali i jeszcze zabawę przednią mieli z kawałka tektury i łyżki drewnianej!





Więc poszłam spytać.... czy  może on pamięta dlaczego ja taka zła byłam i rozwód w głowie przeprowadzałam? Stwierdził, że też zły był na mnie ale już nie wie o co:)
 Zatem rozwodu być nie może, bo główni zainteresowani nie potrafią ustalić przyczyny rozpadu pożycia małżeńskiego na godzin pięć:)

P.S Następnego dnia przypomniałam sobie....o telewizor poszło;)Jak on może dziecku klocki do ręki podawać i nawet na nie nie patrzeć, bo tępo w jakiś film akcji zapatrzony????????no jak?
Ten typ tak ma;)

sobota, 12 stycznia 2013

Skarbów poszukiwanie...




Miniony tydzień upłynął nam pod znakiem lata....czyli z -28 przeszliśmy do -2 :) Do tego słoneczko i nic nam więcej do szczęścia nie potrzeba! Stan ten jednak skończył się wczoraj...teraz mamy okropne wiatrzysko, zawieję śnieżną i martwi mnie jak ta moja połówka z pracy wróci? Narzekał na polską zimę w tamtym roku, teraz się nauczy co oznacza zima!

Pozostaję jednak przy słonecznych dniach i związanych z nimi spacerach! Odbywały sie one codziennie, nawet po dwa razy, bez użycia wózka. Czysty relaks i przyjemność:) Przejście dwóch metrów to kwestia dziesięciu minut...przy dobrych wiatrach! Wszystko to przez skarby! Moję Dziecię uwielba szukać skarbów! Okazało się , że tam gdzie ja widzę tylko ogromne ilości śniegu, skarbów też jest sporo! Kawałki kory są najlepsze! Można je podzielić na kawałki różnej wielkości , podzielić się z Mamą i po śniegu pisać! Co dwa kroki, dwie kreseczki namalowane - " To są Gupiki Mamuś"! Jak mogłam nie zauważyć....? Gałązka choinkowa, super! Popiszemy, pozamiatamy, posmyramy się po noskach. Suche liście też łaskoczą...a szyszki! Wiecie ile różnych szyszek można w śniegu znaleźć? No i " śtonś" czytaj kamienie:) Ważne są niezmiernie, tylko trudno o nie bardzo w tej Kanadzie...




Mija godzinka, ręce mam pełne skarbów i już nieco zmarznięte.....Udało się! Dzieć zadecydował, że można wracać do domu :)Pod drzwiami zaś mówi " wyrzucimy sobie te nasze skarby dzisiaj" ! Zawsze kończy się tak samo:) I wcale mu nie żal tych naszych skarbów....wie przecież , że jutro znajdzie nowe! 

I jak zawsze mądrość dziecka mnie zaskakuje...ta prostota myślenia, ta wiara, ta pewność! Na każdym kroku możemy znaleźć nasz skarb, wystrczy tylko dobrze się rozejrzeć. Jak często w nijakiej codzienności nie widzimy nic? Ba! My nawet nie szukamy.....lub w złym kierunku zmierzają nasze zmęczone oczy? Być może za wysoko głowa w chmurach szczęścia szuka? Może wystarczy pod nóżki spojrzeć? Za drzewkiem poszukać....patyk wziąć w ręke i w ziemii podłubać? I najtrudniesze ....wykorzystać najlepiej jak możemy i zostawić! Może komuś innemu się przyda?  U nas by tylko kurzem obrosło i ze skarbu w bezużyteczny śmieć się zmienilo...Bo prawdziwy skarb potrzebuje blasku i uwielbienia!
Jutro będzie też dzień, kolejny spacer, kolejny cel, kolejna osoba, kolejne marzenie.....i skarb nowy z pewnością znajdziemy!
Wystarczy wierzyć jak dziecko:)


wtorek, 8 stycznia 2013

Kuchnia nasza pomieszana...

Dzisiaj będzie tutaj inaczej :) Żeby nie wyglądało , że tylko siedzę , rozmyślam i użalam się nad sobą;)



W naszym domu wszystko jest pomieszane....narodowości, języki, zwyczaje, osobowości, temperamenty:)
Nie dobraliśmy się z mężem na zasadzie podobieństw, oj nie! Pomieszana też nasza kuchnia! Jak nakarmić Polkę i Portugalczyka tak żeby oboje byli zadowoleni?  Odpowiedź brzmi : po portugalsku :)
Z jednej, bardzo prostej przyczyny...Polka nie lubi gotować! No już taka jestem leniwa i Babcią w domu rodzinnym rozpuszczona....Teorię mam opanowaną, z praktyką też z uplywem czasu coraz lepiej, tylko chęci brak. Choć  ostatnimi czasy, to znaczy od kiedy Filuś jest z nami, troszkę to się zmienia. Macierzyństwo i w tej kwestii spłatało mi figla i jakaś potrzeba karmienia stada we mnie kiełkuje;) Ponadto ochota na nasze , polskie dania też czasami mną zawładnie i wyjścia nie ma....mąż nie ugotuje:(
 Na co dzień jednak jemy po ichnemu:) Kuchnia portugalska to wg. mnie kuchnia z biedy się wywodząca...i z braku czasu, bo są to dania proste, łatwe do przyrządzenia i z prostych składników się składające. Oczywiście to ostatnie komplikuje się, gdy jesteśmy poza Portugalią, czy też innym krajem śródziemnomorskim:)
Ze względu na tą prostotę i ja czasami się porywam na jakis wyczyn kulinarny i próbuję mojego współmałżonka naśladować. Z reguły z marnym skutkiem, ale człowiek ponoć na błędach się uczy?

Tym razem wymysliłam, że zrobię deser o nazwie Aletria! Krótko opisując jest to makaron ugotowany na mleku z dodatkiem cynamonu ( powinna być laska ,ale  nie miałam i wsypałam troszkę zmielonego), skórki z cytryny i cukru. Wszystko się robi " na oko" oczywiście:) Makaron na Aletrie to nasz na rosół, nazwać go nie umiem....w Irlandii kupowalismy taki co to niby od babuni;) Ten tutaj jest troszkę za gruby, ale też może być...Najtrudniejsze dla mnie, to ile tego mleka wlać? Oko moje i mężą jest ciut inne jednak;) Zresztą z moich obserwacji wynika , że każdy ma inne!!!!Jadłam to w wykonaniu kilku osób i zawsze miało inną konsystencję. Najbardziej lubię oczywiście Aletrię mojego męża, która jest twarda i zbita. Poradził mi, żebym wlała na początek tyle mleka, żeby zakryć makaron , a gdy makaron będzie wsiąkał płyn, żebym po trochę dolewała. Jak dla mnie łatwiej się mówi, niż robi i moja Aletria wyszła zbyt płynna! Taką masę przelewa się później do płaskiego naczynia i czeka aż ostygnie i zastygnie;) Na koniec posypuję się cynamonem i można jeść! Tą część zdecydowanie lubię najbardziej;)  Szanowny Mąż był bardziej zadowolony z efektów niż ja i bez szemrania wsuwał:) Dzieć tym razem nie polubił...a wydawało mi się kiedyś , że jadł? Sprawdzimy niedługo, gdyż Tata obiecał, że dla Kochanej Żony zrobi swoją wersję:)















czwartek, 3 stycznia 2013

...I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...

Pięknie jest umieć wybaczać...nie każdy umie, nie każdy do tego dojrzał, nie wszystko można wybaczyć.
Błądzić jest rzeczą ludzką? Jak trudno jest być człowiekiem...
Zwłaszcza gdy winni jesteśmy my sami....

Takie mam dzisiaj myśli, zupełnie od noworocznego zapału odbiegające! Jak trudno jest wybaczyć samej sobie, gdy się innych skrzywdziło? Dlaczego ja  nigdy o tym wcześniej nie pomyślałam? Zwłaszcza gdy błędy swoje czyniłam....Może nie specjalnie, ale zaniechanie to też przestępstwo, to też wina...Zaniechanie od myślenia, od przewidywania! Zapomniałam , że nie mam wyłączności na szczęście, że po latach grubych przychodzą chude, że ja to już nie tylko ja!
 Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz? Zastanowiliście się kiedyś nad sensem tego powiedzenia? Przecież to często matki nam ścielą, żony ,mężowie....Nie każdy jest kowalem swojego losu! Czasami  w rozpalonej od marzeń i pomysłów kuźni innych losy tworzymy...A potem? Już nie można powiedzieć, że to przez ludzką złośliwość, przez niesprzyjające warunki, przez rząd, Kościół, Boga!
Trzeba uderzyć się w piersi! Choć nie wolno paść na kolana....bo dna można dotknąć, ale nie wolno się tam rozgościć!
Tylko w głowie krzyk okropny.....Jest mi źle! Krzyczeć mi się chcę! Nie lubię siebie!!!!!!!!!!!!!!!
Moja dusza mogłaby dzisiaj z Chylińską z czasów ONA konkurować....;(
Gdy znamy swoje winy, to nawet pożalić się nie możemy...ani wspaniałomyślnie wybaczyć!
Mój mąż parwdopodobnie nie pożegna się z Ojcem, bo ja kiedyś sobie naszą świetlaną przyszłość w złych kolorach wymyśliłam....Nie wszystkie swoje błędy można naprawić, czasami jest za późno...
Pozostaje nauczyć się żyć z tą winą...i lekcje przyjąć z pokorą!