wtorek, 12 lutego 2013

"A" jak.......?

Bo każda z nas ma imion wiele,
Zwykłe na codzień, strojne w niedziele...
Przy chrzcie owiane nadziei szalem
Życiem wyryte na nagrobku skale....


Alą byłam od zawsze w rodzinnym domu... " Ala ma kota"...
Czasami Aluńką , kiedy Mama miło o coś poprosić chciała.
Innym razem  słyszałam śpiewne " Aluuuuuuuuuusia" gdy po cichutku chciałam się wymnknąć z domu niezauważona przez młodsze siostry....nigdy się nie udało. Dzisiaj bardzo lubię to "Aluś" w ich wydaniu...choć już nie tak często dane jest  mi je słyszeć.
 I tylko w ustach starszego Brata "Alka" brzmi  przyjaźnie..Najmilej gdy zaraz potem słyszę  " no przyjeżdzaj już, nie ma się z kim kłócić, pobijemy się trochę"... I tęsknie za tym okrutnie! Choć u nikogo innego " Alka" nie akceptuję... jakoś tak  z brakiem sympatii mi się kojarzy.


W szkole średniej  natomiast poraz pierwszy zostałam  "Alicją". Dumnie tą Alicję nosiłam, bo po cichu odwagi mi dodawała. Wszystko w tym czasie było możliwe...Pewność siebie w tamtych czasach nie uciekała mi pod ławkę...Nawet papierosy z podniesioną głową pod pokojem nauczycielskim paliłam! Phi...co to dla mnie! Lat 18 mam! Szczyt dorosłości! Praktyki w hotelach nad morzem....kolejne "egzaminy dojrzałości", pt. Jak nie zgłupieć do końca w tej szczenięcej aurze?

Taka wyszczekana Alicja pojechała do " dużego" miasta na studia i ...."Alutkiem" została! Z prowincji troszeczkę...Stałam na chodniku czekając na zielone światło i buzię rozdziawiałam ze zdziwienia! "Mamo, kobieta tramwaj prowadzi!!!!!!!!!!!!!" Nie było na początku tak odważnie i do przodu! Miałam jednak szczęście poznać wspaniałe dziewczyny które pomogly mi się tam odnależć... i to Alutek już oswojone zostało:) I choć z wielu,  różnych przyczyn nie szalałam jak na studentkę przystało, to miło wspominam rozdziął zatytułowany "Alutek w wielkim mieście".

Coś musi być na rzeczy....Nazywają nas tak jak się czujemy , jak pozwalamy by nas odbierano...
 Początki w Walii też nie należały do najprostszych i moja przybrana Mama również mnie Alutkiem nazywała, a przyjaciółka do dzisiaj Alunia, tak z uczuciem....Dla kolegów z pracy byłam Ali, że niby bardziej po męsku?
Anglicy mówli Alice, nie chciało im się języka na Alicja plątać....i tutaj ukłon w stronę Irkandczyków - oni wypowiadali bezbłędnie! Jedno imię....

Mąż  natomiast nie używa imienia mego na daremno;) Dla niego jestem Kochanie, od zawsze niemal...Dla mnie to też wygodne było , zwłaszcza na początku... Alipio mi nie brzmiało:) Chyba dwa lata się przekonywałam, żeby zwracać sie do niego po imieniu;) W jego ustach Kochanie brzmi jak moje drugie imię...a jak chce mi dokuczyć, to Alka woła! Lekcja dla mnie , żeby nie mówić mu czego nie lubię! Wykorzysta jak tylko nadarzy się okazja...

Filipka pewnie też nauczy! Ale ten mężczyzna wszystko może ....do czasu bynajmniej! Uwielbiane "Musia" się skończyło, teraz częściej jestem poprostu Mama, ostatnio z upodobaniem Mummy....Jeśli ktoś się go zapyta mówi , że Mama Alicja...Rzecz jasna w jego wydaniu  każdą z form uwielbiam, rozpływam się i zachwycam!

Kim jestem dla siebie samej? Najczęściej chyba Alicją...tak lubię. Może odwagi sama sobie dodaję , możę powagi? Może dlatego, że takie właśnie imę wybrał dla mnie Tata? Panią Alicją w białym fartuchu byłam w jego planach..tak jak ukochana starsza kuzynka.

Czasami jednak chcę być małą Alunią.... uciec, schować się w  kąciku, popłakać...poczekać , aż ktoś przyjdzie i  przytuli! Może zamknąć oczy  i udawać, że mnie tu nie ma....jak często robiłam w dzieciństwie.  Odkąd mam synka  ciężko o takie chwile....Ja mam pocieszać i przytulać, być dorosła...bo taka też jestem!
 Alunia jest dzieckiem schowanym w starzejącej się  głowie...czasami zastuka, zapuka....przypomni , że wciąż tam jest! Alicją ją wtedy przegoni i  tak jak teraz,  czuwa wytrwale przy łóżku gorączkującego Filipka....bo to jej zadanie, powinność i serca potrzeba!
 Alunia niech zmyka stad ze swoim strachem i paniką, bo miejsca mało.....
No dobrze....niech wróci na chwileczkę gdy Mąż z pracy przybędzie;)


I cały czas szukam drzwi do rozdziału pt. " Alicja w Krainie Czarów" ....;)


8 komentarzy:

  1. http://www.onelittlehappiness.pl/12 lutego 2013 20:19

    piękne imię masz Alicjo!!!:)
    ja najczęściej zdrabniam imiona i tak mój mąż gdy o Nim mówię to Piotruś:)ja do Niego zwracam się Piotr,do Marcysi,jak marudzi Marcycha,jak ją wołam Marcysia,jak przywołuję do porządku oczywiście żartem Marcelina Marcysia:)sąsiadko-koleżanka jest Alicją,choć często też Aluś lub Alinką:)

    a ja sama nie wiem...chyba zupełnie tak samo jak Ty byłam Paulą,Paulinką-nienawidzę!Pauluchą-lubię
    Paulusią,Pauluś,Paolą:)
    lubię tu wpadać do Ciebie:)
    P.S w Irlandi jestem Poooooooooliną:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja lubię, że Ty lubisz:) no ja też zdrabniam, zwłaszcza synka...i do tego, my imiona odmieniamy..ani w angielskim ani w portugalskim się tego nie robi i Mąż na początku się denerwował, dlaczego cały czas mówię "Filpka" :) teraz dla żartow sam go tak nazywa " O Filipka, daj buziniu na Tato" :))) prawie się polskiego nauczył...a ostatnio chciałam napisać u Ciebie Marcelina i zwątpiłam, bo nie wiedziałam czy lubisz;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Alicja to takie trochę zaczarowane imię...mi się zawsze z Kraina czarów kojarzy. Może dlatego, że dla mnie rzadko spotykane:)
    Moje imię nadał mi Tata. Raczej nikt go nie zdrabnia, no może mama, która mówi do mnie Mika, i znajomi Mo, a lubię jak czasami ktoś do mnie Moniś powie:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja uwielbiam mówić na Alę Alka.
    Alicja mówię wtedy gdy jestem poważna i udaję surową mamę. Często jest Alusia i
    Luśka.
    Zgadzam sie zprzedmówczyni, że imie masz piekne:)
    A ja zawsze byłam nena. Mąż do mnie mówi nenuś lub pchła.
    Często też mówią o mnie "biedne Marlenisko" ale mimo tego lubię ten zwrot.
    W pracy dwie koleżanki mówia do mnie Marleniu i takie to miłe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Alicja to naprawdę świetne imię. Moja ulubiona bohaterka z bajek!
    Mój mąż NIGDY sam z siebie nie powiedział do mnie po imieniu :P Marcelina jest zbyt długie i trudne. W domu od dziecka jestem Mysza, w szkole zawsze mówili do mnie po nazwisku ;) Na studiach zostałam Marcelkiem (zawsze lepsze niż Marcelą).
    Moja Milena to Mila, Milusia, Misia, Misiula. Na tę chwilę jeszcze MILENA kłuje mnie w uszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Alicja... pięknie brzmi. Alusia też:)
    Ja swoje wolę Iza choć Izabela jest w dowodzie. A wszelkie zdrobnienia są ładne:)
    Mąż mówi Izuś a Lenka woła teraz Mamuuusia!

    OdpowiedzUsuń
  7. moja przyjaciółka to dla mnie Alunia. druga bliska - Alicja. piękne imię. za to ja jestem Anulkiem :)

    OdpowiedzUsuń

każde Wasze słowo wiele dla mnie znaczy...