piątek, 2 listopada 2012

Rodzimy się aby....

Smutny i trudny miałam ostatni tydzień....Odszedł brat mojej Mamy.
Nie będe oszukiwać , że był moim ulubionym wujkiem, nie spotykaliśmy się zbyt często, ale był!
Młodszy brat mojej Mamy! Przez 2 lata żył ze skorupiakiem, który okazał się silniejszy od niego. Można było się spodziewać jego śmierci, a mimo to przyszła zbyt wcześnie, zbyt nagle...nigdy nie jesteśmy gotowi na śmierć najbliższych!
Rzecz jasna uczestniczyłam w pogrzebie. Od śmierci mojego Taty ( a to już 19 lat) nie znosiłam tych uroczystości, wszystkie przypominały mi tylko jedno, dzień w którym musiałam dotknąć zimnej ręki mojego Taty, a raczej jego ciała! Nigdy , ale to przenigdy nie zmuszajcie do tego swoich dzieci! Chyba , że same będą chciały...Ja nie umiem już wyobrazić sobie Taty inaczej niż w trumnie,  nie pamiętam jego czułego dotyku tylko przerażające zimno....Niepotrzebne to mi było! Zamazało moje piękne wspomnienia!
Tym razem jednak było inaczej....Stałam w Kościele, moja siostra szlochała obok, a ja się uśmiechałam...
Przecież śmierć jest piękna! Jeśli wierzymy, że umiera tylko ciało, a dusza pozostaje wieczną, nie trzeba płakać! Wiem, często płaczemy bardziej nad sobą....bo czujemy się opuszczeni, bo już nic nigdy nie będzie takie samo, bo świat się zawalił! Ale czy miłość nie polega na cieszeniu się szczęściem drugiej osoby?
Słuchałam słów księdza i myślałam o wujku....Był wesołym, dobrym człowiekiem! Śmierć przyniosła mu ukojenie, nie doszedł do ostatniego etapu choroby, ogromnego bólu , morfiny, hospicjum....Jego serce odmówiło posłuszeństwa wcześniej! Czy nie był to rodzaj nagrody dla niego?
Wujek był wierzącym, praktykującym katolikiem! Ksiądz mówił, że z pewnością znjadzie się w niebie...I choć na co dzień daleko mi od bezstronnego przyjmowania reguł jakiejkolwiek wiary, tam i wtedy ta myśl przynosiła mi ukojenie. Przyszło mi tylko do głowy, że wujek tam w niebie, musi poskromić swój niezbyt cenzurowany sposób wypowiadania się, bo go za karę w kącie postawią:) Albo rodzice , których stracił tak wcześnie, pogrożą mu palcem:) Bo przecież innych kar tam się z pewnością nie stosuje....Bo tam jest pięknie, nikt nie krzyczy, nic nie boli, nic nie martwi! Pomyślałam, że wujek umarł w nagrodę. Zrobił na ziemii co powinien i koniec wycieczki;) Wracamy do domu...
W pewnym momencie jednak z ust księdza usłyszałam coś, co wywołało mój sprzeciw...."rodzimy się by umrzeć"! Tłumaczył, że śmierć jest od początju wpisana w nasz żywot, że każdego to czeka, że to naturalne...Ja wiem, ja rozumiem....Ale stwierdzenie, że rodzimy się aby umrzeć przekreśla cały sens tego ziemskiego istnienia! Nie można tak krótko...rodzimy się , umieramy...hop siup!
Nie , nie, nie!
Ja mam tyle tutaj do zrobienia, tyle miłości do rozdania! Muszę wierzyć, że to jest sens mojego życia, a nie śmierć! Śmierć to tylko zwieńczenie naszego żywota, koniec naszej cięzkiej ale pięknej pracy na ziemii, przejście do kolejnego etapu....lepszego, taki wyjazd na wakacje:) Lub na zasłużoną emeryturę...
Tylko niektóre aniołki odchodzą tak szybko jak przyszły, bo one są zbyt dobre, one nie potrzebują się uczyć...
Rodzajem nauki jest właśnie to nasze życie! Uczymy się cały czas...jak kochać, jak dawać, jak brać , że niewarto nienawidziić i pielęgnować żale, że każdy dzień jest piękny i wszystko ma jakiś cel! I nie jest to smierć! Z tym się nie zgodzę....Śmierć przyjdzie do każdego, żaden to cel do zdobycia..więc "rodzimy się aby żyć"!
 Wiecznie?

3 komentarze:

  1. Ja też uważam, że żyjemy po to by ŻYĆ, a nie umierać. Śmierć jest zwieńczeniem ziemskiej drogi podczas której uczymy się właśnie, dojrzewamy, zmieniamy, staramy się być co raz lepsi, dostajemy wciąż nowe szanse, popełniamy błędy i poprawiamy je, poszukujemy różnych prawd i sensu i przede wszystkim właśnie kochamy i mnożymy tą miłość. Piękna jest ta nasza ziemska droga, choć często pełna zakrętów i wiraży....

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi z powodu śmierci wujka...

    OdpowiedzUsuń

każde Wasze słowo wiele dla mnie znaczy...